 |
Forum zostało przeniesione.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Świetlik
Administrator
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 1319
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław. Płeć: female
|
Wysłany: Wto 21:33, 17 Mar 2009 Temat postu: Naiwność to skutek uboczny zaufania |
|
|
Gwiazdy powoli pojawiały się na granatowym niebie. Był luty, więc mróz dawał się we znaki. Woda zamarzła, a wokół nich leżał brudny, wtapiający się w ciemne tło śnieg. Znajdowali się w środku wielkiego okręgu z budynków mieszkalnych, sklepów i ulic, po których pędziły przeróżne dusze w kolorowych, migających maszynach. Jednocześnie wokół było cicho, odgłosy aut i pośpiesznego życia zostały stłumione przez aurę panującą w miejscu, w jakim byli.
Rozmawiali, a za każdym ich słowem do świata przedostawała się biała para zmieszana z radością. Mówili trochę o nieważnych, a trochę o ważnych sprawach.
Ona czuła się trochę onieśmielona. Zerkała na niego, ciesząc się, że jest obok i chłonąc każdą z tych wspólnych chwil. Analizowała jego usta, tak dziwne i oryginalne; nigdy nie wiedziała takich proporcji dolnej i górnej wargi. Pokochała je jednak, przy okazji zdając sobie sprawę, że ta niepowtarzalność pozwoli łatwiej jej się spamiętać i kojarzyć z nim. Spoglądała na jego podbródek, nos i policzki, w wyobraźni bawiła się jego włosami. To wszystko także kochała, bo za każdym razem, gdy łączny obraz tych wszystkich części pojawiał się, w jej sercu zaczynało pulsować wesołe ciepło. Najbardziej bała się patrzeć mu w oczy. Chociaż wiedział o jej uczuciach, czuła się trochę nieswojo, kiedy je odkrywał – a przecież gdyby napotkał jej wzrok, mógłby znów dowiedzieć się wszystkiego. Mimo to wbiła spojrzenie w tą błogą szarość. Utonęła natychmiast, te oczy wydały jej się niesamowicie mądre i dobre. Pragnęła móc w nie patrzeć przez wieczność. Z drugiej strony musi rozejrzeć się zaraz, po raz setny tego wieczoru spostrzec otaczające ich krzewy i jakieś suche roślinki, bo może w każdej chwili dostrzec całą jej duszę, jej słabości i strach, każdy koszmar. Nie zdążyła jednak się zmusić do zlustrowania otoczenia…
Mówił wtedy o czymś… Kiedy skończył, nawet nie miała czasu pomyśleć nad odpowiedzią. Stanął dokładnie na wprost niej i przybliżył się. Z przerażeniem odskoczyła natychmiast.
- Boisz się mnie – zauważył, może spytał. W jego głosie brzmiało coś jak rozbawienie.
Próbowała zaprzeczyć, wytłumaczyć się, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Spokojnie, nie chciałem cię pocałować – rzekł, tak dziwnie bezbarwnie. Przez chwilę trwała cisza, którą ona przerwał bardzo niepewnym, lecz rozpaczliwie wyduszonym „szkoda”. Zbliżył się ponowie, a ona ponownie odskoczyła.
- Szkoda, ale dalej uciekasz – burknął, lecz po dłuższej chwili zbliżył się ponownie. Stała w miejscu. Dotykali się czubkami nosów. Zrobiło się cieplej. Byli blisko, lecz nie całowali się. Wiedziała, że on nie do tego zmierza. Nagle odsunął się.
- Wymyśliłem ten żart, kiedy rozmawialiśmy wczoraj o naszym pierwszym pocałunku.
Tak zakochana nawet nie zauważyła, że powinno ją to choć w małym stopniu zaboleć lub zbulwersować, że nie śmie traktować jej poważnie. Po chwili mówił znów o czymś innym, lecz nie minęło dziesięć minut, kiedy zbliżył się znów. Jego nos, który tak podobał się dziewczynie, muskał delikatnie jej policzki. Znów zalała ich fala gorąca. Postanowiła zagrać z nim w tę dziwną grę. Również zaczęła go dotykać końcem nosa, a po chwili zdobyła się na kilkakrotne zahaczenie swoimi wargami o jego. Kiedy i on podjął te już odważniejsze działanie, zmuszała się, by nie rozchylać ust poddana rozkoszy i nie dać mu satysfakcji, że czeka na pocałunek, bo przecież nie miała na to nadziei. A kiedy już nie mogła tego powstrzymać, szybko kierowała wargi ku jednemu z jego policzków lub brodzie. Czuła, jakby czas przestał istnieć…
Przerwali znów i oddali się konwersacji na temat ciepła, jakie rozsadza jej ciało, kiedy są tak blisko. Zaraz potem jednak wszystko zaczęło się od początku. Niewinny żart, taniec nosów i warg. Znów było ciepło. Znów czuła, jakby owijał ją sobie wokół palca, a zarazem dziwną ironię, że nie spodziewa się pocałunku pomimo tej bliskości. Cieszyła się tylko, że jest tak blisko niego, że on jest przy niej i nie opuści jej, że są tak piękni, iż to nie zepsuje ich przyjaźni.
Nagle zatrzymali się z przylgniętymi do siebie ustami. Poczuła, jak całuje lekko, wręcz niedostrzegalnie jego dolną wargę. I wtedy połączyli się w pocałunku, najpierw niczym nie różniącym się od tamtej gry. Później jednak nastąpił wybuch, poczuła jego język. Sparaliżowało ją ze strachu, podniecenia i miłości. Stała jak kamień, a on całował ją delikatnie i bez pośpiechu, wręcz grzecznie i z szacunkiem. Nikt nigdy jej tak nie całował… Z takim spokojem i pieszczotą mógłby całować ojciec swoją najukochańszą córkę, nauczyciel zagubioną uczennicę, najmądrzejszy mężczyzna na świecie młodą dziewczynę, którą opiekuje się, która ufa mu jak nikomu, która kocha go i oddaje dzień w dzień za niego życie.
Czuła się cudownie, to było niepowtarzalne przeżycie z niepowtarzalną osobą. Rozbił ją tym pocałunkiem tak, jak to potrafił codziennie rozbijać ją słowami, gestami, uśmiechem, samą obecnością. Tak strasznie go kochała…
Wróciła do domu roztrzęsiona i on wiedział o tym. Martwił się, czy go za to nie znienawidziła. Powiedziała mu więc wszystko, o swoim strachu, ale i o miłości. „Ufam ci i nigdy cię nie znienawidzę. Nigdy…”
Cieszyła się, że nie zostawił jej i obawiał się zupełnie tak jak ona, czy ich stosunki się nie pogorszą po TYM. Powinno być idealne.
***
Ale nie było. Po paru dniach już w ogóle nie mieli ze sobą kontaktu, a ona płakała za nim co noc, nie wiedząc, co ma zrobić. Nie mogła też nikogo spytać o drogę, bo tylko on umiał wskazać tą właściwą, ale on przecież z nią nie rozmawiał… Ból narastał w niej, postanowiła więc wyrzucić go z siebie pisząc, co się wtedy stało, a on to by może przeczytał i pośmiał się, tak jak z tego ostatniego, walentynkowego „listu”. I zrozumiałby, że ona go potrzebuje.
Ale nic nie wróci do normy, a ona nigdy się nie dowie, co zrobiła źle.
I wcale nie musi tego pisać, bo on przecież wie, o czym ona codziennie myśli, co czuje, jakiego potwora nosi w sobie. Wie wiele więcej, niż ona potrafi nazwać, ukazać światu… A mimo to zostawia ją, nie wraca.
Jej ukochany, mądry, godny pełnego zaufania, nauczyciel, przyjaciel, złoto. Jej morderca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PorQue
Dołączył: 07 Mar 2008
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: kalisz.
|
Wysłany: Pią 22:19, 17 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Bardzo piękny tekst, z przewrotnym, dającym do myślenia tytułem.
Ładnie opisałaś uczucia - tak delikatnie, ten strach(znam go), te zabawy włosami(pisałam ostatnio coś podobnego ), pocałunki i zabawy, które udało ci się tak przeciągnąc.
To naprawdę sztuka napisać coś wciągającego co w sumie nie ma żadnej akcji.
A ja nie nudziłam się ano trochę podczas czytania twojego tekstu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|